Chcielibyśmy żebyście poznali pewna historię, być może przydarzy się ona i nam.....
Od mopa, przez mikrofon, po
lukier
Gigi Butler
nie miała łatwo. Kiedy niecałe 7 lat temu otwierała swój pierwszy sklep w
Nashville, miała jedynie 33 dol. na koncie. Żaden bank nie chciał dać jej
kredytu. - Wszyscy śmiali mi się w twarz i pytali, czy naprawdę potrzebuje 100
tys. dolarów na sklep z domowymi babeczkami - wspomina Butler. Teraz Gigi's
Cupcakes to sieć 92 sklepów w 23 stanach i roczne obroty rzędu 35 mln dol. Po
babeczki ustawiają się kolejki klientów. To co rozpętała Gigi, można już śmiało
nazwać małą cukierniczą rewolucją. Ale od początku.
Butler
wychowała się na niedużej farmie w Oklahomie. Zawsze chciała pracować sama
na siebie. W wieku piętnastu lat założyła firmę sprzątającą. Pierwsze pieniądze
wydała na wiadra i mopy. Tak powstała Gigi's Cleaning Company. Firma nie
działała jednak długo.
- Moim
marzeniem zawsze było śpiewanie- pisze na swojej stronie internetowej Gigi. Jej zespół
stał się odskocznią od "prozy życia" - czyli sprzątania po różnych
zakładach pracy. Młoda dziewczyna zaczęła brać profesjonalne lekcje śpiewu,
nagrywać pierwsze demo swoich kawałków. - W dzień sprzątałam, w nocy grałam. Od
klubów dla zmotoryzowanych, po społeczne domy opieki - opowiada Gigi.
Takiej
finansowej karuzeli nie da się jednak na dłuższą metę wytrzymać. W 1994 roku,
Butler postanowiła sprzedać firmę i wyprowadzić się do Nashville. - Nie miałam
tam ani domu, ani przyjaciół, ani pracy. Teraz jak na to patrzę, wydaje mi się,
że musiałam być szalona, decydując się na taki krok - mówi. Jak miało się
okazać później, to szaleństwo okazało się dla niej zbawienne.
Na początku Nashville, stolica country i barów dla panów w kowbojskich
butach, nie miało do zaoferowania młodej Gigi nic poza podawaniem piwa. - Za
dnia jeszcze sprzątałam, w nocy śpiewałam i obsługiwałam stoliki. Jedak kiedy
skończyłam trzydziestkę, dotarło do mnie, że nie chce do końca życia grać do 3
nad ranem i zarabiać wyłącznie na napiwkach - tłumaczy.
Był 2007 rok. Gigi już chciała wrócić do pomysłu firmy sprzątającej, kiedy
dostała telefon od swojego brata Steve'a. - Nie uwierzysz, co się stało. Stałem
dwie godziny w kolejce po babeczki do jednej z nowojorskich cukierni. Te
ciastka nie były nawet w połowie tak dobre jak twoje i mamy. Powinnaś sama
otworzyć taki sklep w Nashville - powiedział. Dla zmęczonej swoim
dotychczasowym życiem Gigi, pomysł brata był jak zastrzyk świeżego powietrza.
- Podjęłam decyzję. Zrobię to - pomyślała i pierwszym krokiem, jaki podjęła,
były starania o kredyt. Wszystkie banki, w których była, pomysł babeczkowego
biznesu wyśmiały. - Na szczęście znalazłam wspaniałego finansistę, który
pomógł mi zaciągnąć kredyt. Z gotówką mogłam zacząć działać. Boże, jak się
bałam - dodaje.
33 dolary na koncie
Gigi
znalazła dogodne miejsce dla swojego sklepu. Okolica trzech uniwersytetów,
sześciu szpitali i Music Row, znanej dzielnicy Nashville, gdzie mieści się
większość muzycznego przemysłu miasta. Pomóc postanowiła najbliższa rodziny
przyszłej milionerki. - Ojciec odpowiadał za design, co wtedy sprowadzało się
do rozstawiania krzeseł, a mama pomagała mi tworzyć nowe przepisy - śmieje się
Butler.
Jak
wyglądała sytuacja finansowa Gigi? Nieciekawie. 100 tys. dolarów z kredytu oraz
pieniądze, jakie dostała od rodziców, szybko się rozeszły. Ciągle wisiały nad
nią niezapłacone rachunki w wysokości 6,5 tys. dol. (4,5 tys. z tego musiało
iść na czynsz za lokal, 1 tys. na składniki i 1 tys. na pensje dla dwóch
pracowników cukierni).
W kieszeni
zostały jej dokładnie 33 dol. Jak na dzień przed wielkim otwarciem sklepu,
sytuacja nie nastrajała pozytywnie. - Na koniec przyszedł jeszcze do mnie jeden
z budowlańców, który zapomniał wręczyć mi rachunek na 15 tys. dolarów za płyty
kartonowo-gipsowe. Omal nie zemdlałam. Tego było już za dużo - żali się Gigi.
Sukces firmy
zależał teraz tylko i wyłącznie od podniebienia przyszłych klientów. - Proszę
niech tylko polubią moje babeczki - zaklinała rzeczywistość Gigi i modliła się
o zysk. Okazało się, że ludzie z Nashville nie polubili babeczek Gigi, oni je
pokochali
Klienci
zaczęli ustawiać się przed sklepem, a kolejka przekroczyła najśmielsze
oczekiwania świeżo upieczonej bizneswoman. - Spłaciłam długi i po
pierwszym tygodniu zostało mi jeszcze 300 dolarów - mówi z dumą Business Insiderowi, Butler.
Wkrótce po
otwarciu Gigi's Cupcakes i pierwszych sukcesach firmy, właściciel
lokalu Alan Thompson, zasugerował franczyzę. Butler pomysł się spodobał i
w listopadzie 2008 roku sieć z jej imieniem zaczęła się rozrastać.
- Myślałam,
że rocznie zarobię około 50 tys. dolarów i tyle. Szczerze mówiąc, nie
przestałam sprzątać nawet do 15 sklepu z franczyzą - mówi "królowa
babeczek", jak okrzyknęły ją już amerykańskie media.
"Zobaczymy, kto będzie
śmiał się ostatni"
Dzisiaj 90 z
92 sklepów Gigi's Cupcakes działa na zasadzie franczyzy. Butler swoje babeczki
sprzedaje w 23 stanach USA. Roczne obroty firmy mogą sięgnąć nawet 35 mln
dolarów.
- Na
początku robiłam wszystko po trochu. Lukrowałam, sprzątałam, zajmowałam się
robotą papierkową i leciałam na wszystkie spotkania. Obecnie, mam świetny
zespół, który zajmuje się wszystkimi tymi rzeczami. Ja zostałam twarzą firmy,
ale ciągle doglądam każdej rzeczy. To jest w końcu moje dziecko, z moim
imieniem w nazwie - mówi z dumą szefowa.
Gigi Butler
jest obecnie jedną z największych sieci cukierniczych w Stanach Zjednoczonych.
Do 2019 roku chce otworzyć kolejne 150 sklepów i sprzedawać ludziom słodycz.
Jeśli poddałaby się na samym początku, jej marzenia ległyby w gruzach.
Jak widać
śmiech niedowiarków w niektórych przypadkach może być motywujący. - Zobaczymy,
kto będzie śmiał się ostatni - ucina krótko Butler. - Zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz