wtorek, 26 maja 2015

Serdecznie witamy po przerwie.

Czy wiecie, że ............

„Polska wśród najszybciej bogacących się społeczeństw” - takie nagłówki od rana można przeczytać w polskich mediach. I faktycznie, w swoim najnowszym Global Wealth Report Credit Suisse stwierdza, że w naszym kraju liczba milionerów wzrośnie aż o 79 proc. w ciągu pięciu lat. Niestety, o czym polskie media nie wspominają, bogacić się będą głównie już bogaci, a rozwarstwienie społeczne będzie rosnąć – już w tej chwili jest ono u nas, według Credit Suisse, wysokie.

Będzie więcej milionerów. I co z tego?
Na całym świecie liczba milionerów w ciągu 5 lat ma wzrosnąć z 35 do 53 milionów, w Polsce – z 50 do 89 tysięcy. To ma, jak przepisują za PAP-em kolejne polskie serwisy, stawiać nas wśród najszybciej bogacących się społeczeństw. Dla porównania, liczba ta w 10-milionowych Czechach ma wynieść 47 tysięcy. Ale to tylko jedna strona medalu. Po zagłębieniu się wraport Credit Suisse, sytuacja Polski nie przedstawia się już tak kolorowo.

Poniższa mapa pokazuje średni poziom bogactwa na dorosłą osobę w danym kraju. Jak widać, wyróżniono na niej kilka pułapów: do 5 tysięcy dolarów, 5-25 tys. dol., 25-100 tys. dol. i wreszcie – powyżej 100 tysięcy. Jak łatwo zauważyć po kolorze, Polska plasuje się w grupie 25-100 tysięcy, a więc nie jest źle. Przy czym pamiętać należy, że jest to w zasadzie największy społecznie przedział – i może zawierać w sobie osoby zarabiające zarówno kilka tysięcy złotych miesięcznie, jak i kilkadziesiąt.
Credit Suisse umieścił nas w grupie o „średnim bogactwie”, a towarzyszą nam m.in. Czechy, Estonia, Węgry, Portugalia czy Słowacja, ale też Chile, Kolumbia, Meksyk, Urugwaj, Liban czy Arabia Saudyjska. 

Duże nierówności społeczne
Jednocześnie w raporcie umieszczono nas w kategorii krajów o „wysokim rozwarstwieniu” majątkowym. Znajdujemy się w grupie państw, gdzie najbogatszy decyl (czyli 10 proc. najbogatszych ludzi) odpowiada za... ponad 60 proc. całego bogactwa społeczeństwa. Na takim poziomie nierówności znajdują się też: Austria, Dania, Niemcy, Norwegia, Izrael, Szwecja, Meksyk, Czechy, Korea Południowa, Arabia Saudyjska, Chile, Chiny, Kolumbia i Tajwan. 

Z kolei w kategorii o największych nierównościach (gdzie najbogatsi odpowiadają za ponad 70 proc. bogactwa) znajdują się USA, Szwajcaria, Hong Kong, Argentyna, Brazylia, Egipt, Indie, Indonezja, Malezja, Peru, Filipiny, Rosja, RPA, Tajlandia oraz Turcja. 

Jednocześnie raport chwali Polskę za to, że w latach 2000-2014 – taki okres badano – w naszym kraju nastąpił „drastyczny spadek” udziału najbogatszych w ogólnym dobrobycie. W 2000 roku 10 proc. najbogatszych ludzi w kraju odpowiadało bowiem za 69,9 proc. bogactwa, dzisiaj jest to 62,8 proc.
Teoretycznie więc mamy powody do zadowolenia, ale jak słusznie podkreśla raport, jest to wrażenie nieco złudne, bo w okresie 2007-2014 nastąpił wzrost udziału najbogatszych w ogólnym bogactwie. Prawdopodobnie też proces ten będzie postępować – a tym samym rozwarstwienie. 

Wyścig na PKB
Ewidentnie więc ogłaszanie, że „polskie społeczeństwo jest wśród najszybciej bogacących się”, jest co najmniej nieprecyzyjne. Jeśli zaś przyjrzeć się innemu raportowi, „World Economic Outlook” opublikowanemu niedawno przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, to okaże się, że rosnąć faktycznie będziemy – ale niekoniecznie przełoży się to na bogacenie obywateli. 

Według MFW Polska pod względem wartości wytwarzanego PKB wyprzedzi bowiem Szwecję i Szwajcarię do 2020 roku. Niestety, nadal nie da to nam wstępu do G20 – trafimy bowiem „tylko” na 22. miejsce największych gospodarek świata. Już w 2015 nasze PKB ma wzrosnąć do 593 miliardów dolarów (dzisiaj są to 552 mld. dol.), a wzrost gospodarczy wyniesie 3,3 proc. Pod koniec 2014 roku wzrost ma wynosić zaś 2,8 proc., a więc skok będzie całkiem spory – o pół punktu procentowego. 

To pozwoli nam wyprzedzić Szwecję (572 mld. Dolarów PKB w 2015) i Szwajcarię. Ta ostatnia, co prawda, dzisiaj znacznie nas wyprzedza – jej PKB to obecnie oszałamiające 679 miliardów dolarów, czyli aż o 127 miliardów więcej – ale w 2019 również Szwajcarów zostawimy w tyle. Wartość polskiego PKB ma wtedy wynosić aż 749 miliardów dolarów, podczas gdy w Szwajcarii będzie to „tylko” 736,7 mld. 

Ale gdy przeliczymy to "na głowę"...
Ta napawająca optymizmem prognoza ma tylko jedną wadę: brzmi dobrze tylko na papierze. Trzeba bowiem pamiętać, że w Polsce mieszka 38 milionów ludzi, w Szwecji raptem nieco ponad 9 milionów ludzi, w Szwajcarii – niecałe 9 mln. Jasne więc staje się, że poziom PKB na mieszkańca będzie znacznie niższy u nas niż w gospodarkach, które mamy wyprzedzić. 

W 2020 roku PKB per capita ma wynosić aż 19,4 tysiące dolarów, czyli o 5,1 tys. więcej niż dzisiaj. Nadal będzie to jednak tylko 22 proc. tego, co przypadnie na mieszkańca Szwajcarii - ok. 88 tys. dolarów na głowę i 27 proc. tego, co Szwedowi – ok. 71 tys. dol./obywatela. 

Oczywiście, nie powinno to przysłaniać faktu, że Polska gospodarka urośnie, wraz z nią – trochę – wzrośnie dobrobyt obywateli. Jednocześnie jednak będą się zwiększać, tak jak zresztą w wielu innych krajach rozwijających się, nierówności społeczne. Dlatego zanim uwierzymy w hurraoptymistyczne zapewnienia, że „polskie społeczeństwo jest jednym z najszybciej bogacących się”, warto sprawdzić co za takim pojęciem naprawdę się kryje.

środa, 13 maja 2015

Witamy po przerwie

Pucybut – zawód polegający na czyszczeniu i polerowaniu obuwia klientów. Strój pucybuta charakteryzuje się fartuchem, koszulą z muszką i rękawicami. Klient kładzie nogi na podnóżek, jego spodnie są delikatnie podwijane (by nie ubrudzić nogawek), po czym pucybut zaczyna czyścić mu buty za pomocą szczot, past, kremów i szmatek.
Zawód pucybuta stał się synonimem początku drogi w przedsiębiorczości (biznesie), co znalazło wyraz w popularnym sloganie Od pucybuta do milionera. Opiera się to na fakcie, że rozpoczęcie działalności w tym własnym, jednoosobowym przedsiębiorstwie, nie wymaga dużego wkładu kapitału, przynosi skromny dochód, wymaga ciężkiej pracy, która nie cieszy się szacunkiem innych.

A więc do dzieła......


niedziela, 3 maja 2015

I jeszcze coś....



Zawód:biznesmen





Większości z nas kojarzy się ze światem wielkich pieniędzy, dobrze skrojonym garniturem, drogim samochodem, nieustannie dzwoniącą komórką i nieodłączną teczką. Zawsze zajęty, pędzący na biznesowy lunch czy kolację. Stereotypowy biznesmen. Nie jest to zawód łatwy i na pewno nie dla każdego.
Jeżeli nie boimy się ryzyka, mamy dobry pomysł na własną firmę, kapitał wyjściowy i chcielibyśmy być szefami samych siebie, a w przyszłości - może zespołu ludzi, warto rozważyć taką możliwość. Efekty nie przyjdą szybko. Dziś nie grozi nam błyskawiczne zrobienie kariery i osiągnięcie ogromnych zysków.

Ale jak mówią znawcy, nie na tym polega bycie biznesmenem i prowadzenie własnej firmy. Na początku najlepiej zdać sobie sprawę, jak wygląda codzienność polskiego biznesmena i jakie predyspozycje niezbędne są do odnalezienia się w tej profesji. - Na pewno jest to ciekawy zawód. Tutaj dzień do dnia niepodobny. Daje szansę sprawdzenia się i wyżycia - mówi Jerzy Wojciech Tyburski, wiceprezes firmy Proimpex Sp. z o. o. - Jest to też zawód opatrzony wieloma stresami i nieoczekiwanymi sytuacjami. Trudno tu mówić o ustabilizowanej pracy, przychodzeniu na konkretną godzinę i wychodzeniu po ośmiu. Bycie biznesmenem wymaga podjęcia ryzyka. Nikt nie zagwarantuje nam, że firma będzie zawsze działała tak, jak to sobie założyliśmy.

- Trzeba mieć odporność wewnętrzną na stresy, których jest bez liku, szczególnie w polskiej rzeczywistości. Cywilizacje zachodnie są trochę bardziej okrzepłe w strukturach biznesowych i tam biznes toczy się płynniej. U nas jest to jeszcze opatrzone dużą dozą nieuczciwości, partactwa, a nawet korupcji - opowiada Jerzy Wojciech Tyburski. Ktoś, kto chciałby prowadzić własną firmę, powinien umieć sobie radzić ze stresem. Nieustanne życie w paraliżującym lęku o każdy następny dzień, widmo bankructwa to błędne podejście do sprawy. Nie chodzi też o założenie, by w jak najkrótszym czasie zarobić jak najwięcej pieniędzy.





O zawodzie biznesmena mówi dr Mieczysław Bąk, Przewodniczący Komisji Ogólnopolskiej programu "Przedsiębiorstwo Fair Play", Prezes Instytutu Badań nad Demokracją i Przedsiębiorstwem Prywatnym

Specyfika zawodu

Jest to niezwykle trudny i odpowiedzialny zawód. Wynika to z faktu, iż w Polsce mamy bardzo skomplikowany system prawny. Sam monitor ustaw liczy ponad 20 tys. stron. Do tego dochodzi inflacja prawa prowadząca do sytuacji, w której nikt nie jest w stanie zorientować się do końca w zmianach prawa.
Przeoczenie zmiany prawnej biznesmeni ryzykują majątkiem i zatrudnieniem pracowników. Nieprzyjazne jest również otoczenie administracyjne. Decyzje urzędów skarbowych są często podejmowane błędnie i niezgodnie z prawem, którego dobrze nie znają nawet sami urzędnicy. Zdarza się, że interpretacja prawa w poszczególnych urzędach i izbach skarbowych jest sprzeczna. Urzędnicy nie są w stanie porozumieć się między sobą. A za błędy i niekompetencję urzędników płacą przedsiębiorcy.
Predyspozycje
Moim zdaniem bycie dobrym biznesmenem nie jest związane ze specjalistycznym wykształceniem. Mamy szereg ludzi przygotowanych teoretycznie do zarządzania małą firmą. Nasze obserwacje wskazują, że dużą grupę biznesmenów stanowią osoby, które pracowały naukowo - zarówno w obszarach humanistycznych, jak i technicznych. Mają one do tego predyspozycje. Przyzwyczajone są do samodzielnej pracy, odpowiadają za własne badania czy prace naukowe, sami ustalają tryb pracy. Cechuje ich chęć osiągnięcia sukcesu i zrobienia czegoś ważnego. Zdarzają się ludzie, którzy nastawieni są na jednorazowe działanie uwieńczone powodzeniem, ale tacy nie zagrzeją w biznesie miejsca na dłużej. Biznesmeni budują firmy z założeniem, że przetrwają one całe lata. Powinni myśleć strategicznie. Nie da się zrobić firmy w oparciu o jeden udany pomysł. Te czasy już się skończyły.
"Przedsiębiorstwo Fair Play"
W latach 90. zaistniała wyraźna potrzeba podjęcia działań promujących kulturę przedsiębiorczości w Polsce. Przygotowaliśmy kodeks etyki przedsiębiorczości i zaproponowaliśmy zorganizowanie programu promocji kultury przedsiębiorczości "Przedsiębiorstwo Fair Play". Wiele firm uznało, że warto przystąpić do programu, przestrzegać zasad etyki i w ten sposób budować dobry wizerunek firmy. Uwagę mediów zazwyczaj przyciągają afery związane z działalnością firm. Chcieliśmy pokazać i udowodnić, że oprócz afer mamy też firmy, które budują dobre zespoły pracownicze, umożliwiają pracownikom zdobywanie nowych kwalifikacji, współpracują z samorządami lokalnymi, wiele lat utrzymują się na rynku przestrzegając prawa, przynoszą zyski, którymi potrafią dzielić się ze społecznością lokalną.





Charakterek biznesmena
Aby znaleźć się w gronie biznesmenów, nie trzeba koniecznie kończyć zarządzania lub marketingu. Oczywiście, dobrze jest dysponować wiedzą z zakresu ekonomii, ale fakt, że nie kończymy studiów w tym kierunku, wcale nie zamyka nam drogi. Zawsze można i warto zdobywać dodatkowe kwalifikacje. Według wielu biznesmenów dużo ważniejsze są względy charakterologiczne i psychiczne. Najważniejsze jest dążenie do wytyczonego celu, konsekwencja i samodzielność ryzyka. Zawsze musimy brać pod uwagę, że może się nie udać, być do tego przygotowanym i umieć wyciągnąć wnioski z poniesionej porażki.

- Ludzie, którzy się tego nie boją, potrafią ocenić i skalkulować ryzyko i dostrzec swoje błędy, mają szanse. Najgorszą rzeczą jest, jeżeli są to osoby, które cechuje zła w biznesie cecha, czyli bycie tym, kto wszystko wie najlepiej. Tacy nie słuchają tego, co mówią inni - pracownicy, kontrahenci. Czasami, gdy są to ludzie o dużej charyzmie czy sile przebicia, nawet się udaje, ale w większości przypadków, jeżeli nie słucha się i nie analizuje, nie poprawia błędów, to jest to szybka droga w kierunku dużych kłopotów - uważa Jerzy Wojciech Tyburski.

Jeżeli postawimy na szali ryzyko, będziemy dużo i systematycznie pracować, trzymać się przyjętych przez siebie zasad i w końcu się uda, korzyść z bycia biznesmenem jest nieporównywalna do bycia pracownikiem w jakiejś firmie, państwowej czy prywatnej. Tutaj pracujemy u siebie, na siebie, z czasem tworząc miejsca pracy dla innych. Jeżeli po jakimś czasie firma zacznie dobrze funkcjonować, satysfakcja gwarantowana.

Co warto skończyć?
Tutaj nie ma reguły. Nie ma też pewności, że jeżeli skończymy uczelnię ekonomiczną, na pewno zostaniemy biznesmenami czy menedżerami. Przygotowanie biznesowe w zakresie marketingu czy zarządzania jest potrzebne, kiedy wiążemy swoją karierę z pracą w dużych organizacjach, spółkach kapitałowych, o zatrudnieniu powyżej 100-150 osób, działających w trudnych branżach, zajmujących się kilkoma sektorami rynku. W przypadku małej firmy, np. rodzinnej, przede wszystkim trzeba wiedzieć, co chce się osiągnąć i cały czas podążać w tym kierunku. Ważne jest również podejście do pracowników, zachęcanie ich, żeby szli w tę samą stronę. Oczywiście, wykształcenie w kie- runku biznesowym bardzo się przydaje, ale nie jest najważniejszym elementem.

- Znam wiele dobrze prosperujących firm, w których prezesi, menedżerowie mają wykształcenie średnie bądź średnie z odpowiednimi kursami, bo oczywiście trzeba się w tym zakresie dokształcać - tłumaczy Jerzy Wojciech Tyburski. - Bezwzględnie wymagana jest jednak znajomość katechizmu związanego z całą rachunkowością, sposobami księgowania. Trzeba umieć wyciągać wnioski, mieć wiedzę, jak czytać pewne rzeczy. Z bilansów, rachunków widać, w jakim kierunku firma się finansowo rozwija, czy to jest właściwy kierunek czy nie - dodaje.





O etyce w biznesie mówi prof. dr hab. Jerzy Borowski, kierownik Zakładu Ekonomiki Handlu Zagranicznego w Wyższej Szkole Ekonomiczno-Informatycznej w Warszawie.

- Na całym świecie coraz częściej mówi się o etyce w biznesie. Z przeprowadzonej w Stanach Zjednoczonych ankiety wynika, że tylko 0,5 proc. społeczeństwa ocenia postępowanie menedżerów jako wysoce etyczne.

Osiem lat wcześniej taka ocenę wystawiał 1 proc. społeczeństwa. Zaufanie do reprezentantów tego zawodu spadło więc o połowę. Etyka w biznesie jest na niskim poziomie i zjawisko to narasta. W XIX wieku panowała etyka dobrego kupca. Przedsiębiorstwa znajdowały się w rękach rodziny, zaś uczciwych zasad biznesowych pilnowały zrzeszenia kupców, producentów i tp. W XX wieku rozszerzała się anonimowość właścicieli. Dziś tak naprawdę nie wiemy, do kogo należy firma. Właścicielami są towarzystwa ubezpieczeniowe, fundusze inwestycyjne i emerytalne - firmy, które chcą korzystnie ulokować kapitał.

O tym, jak szybko postępujący jest to proces świadczyć mogą dane - przeciętny okres posiadania akcji firmy przez jednego właściciela w latach 60 na giełdzie nowojorskiej wynosił 8 lat, dziś jest on krótszy niż pół roku. Taka sytuacja sprzyja nieuczciwości managerów. Z badań przeprowadzonych przez Deloit wynika, że 60 proc. firm narażona jest na grabież przez kontrahentów i pracowników w tym również wyższego szczebla. Wykonywaniu zobowiązań kontraktowych odbiorców sprzyja sprawny system egzekwowania należności chroniony przez dobre prawo i sprawną egzekucję.
Niestety, wśród 155 krajów Polska zajmuje 100 miejsce, jeżeli chodzi o egzekwowanie warunków kontraktowych. Coraz częściej mówi się jednak o potrzebie etycznego działania w biznesie. Wszystkie wielkie korporacje na świecie mają kodeksy etyczne. Spółki giełdowe przyjęły zasadę ładu korporacyjnego, czyli skuteczniejszego nadzoru nad zarządem i lepszej ochrony interesów akcjonariuszy, w tym mniejszościowych. Miejmy nadzieję, że i w Polsce przyjmie się kiedyś na dobre kodeks etycznego postępowania w biznesie.






Cena sukcesu
Ludzie, którym udaje się zająć wysoką pozycję w hierarchii świata biznesu, nie zawsze potrafią pogodzić życie zawodowe z jakimkolwiek innym aspektem egzystencji. Szybkie tempo życia, nieustanne obowiązki, stres. Bezustanne bycie w pracy. Jednak nie tylko to jest ceną sukcesu. Często praca przekłada się na zasobność portfela i możliwości, jakie pojawiają się przed biznesmenem. Biznesowe spotkania, wyjazdy. Nagle ginie gdzieś czas na życie rodzinne czy tworzenie więzi z innymi ludźmi. Kiedy przychodzi refleksja, że gdzieś po drodze zagubiliśmy coś ważnego, często jest już za późno. Okazuje się, że zostaliśmy sam na sam z firmą i gronem ludzi, którym opłaca się przebywać w naszym towarzystwie.

- Trzeba umieć wyważyć proporcje. Ci, którzy tego nie potrafią, szybko zachłystują się troszeczkę większymi pieniędzmi i dochodzą do wniosku, że świat do nich należy. A życie bardzo brutalnie to weryfikuje. Czasami traci się i rodzinę, i pieniądze. Rodzina powinna być ostoją, gdzie przy zawirowaniach biznesowych, kłopotach, stresach, człowiek może mieć szansę psychicznej kąpieli, by następnego dnia mieć siłę do walki o swoje - mówi Jerzy Wojciech Tyburski. Według niego momentem, który doskonale pokazuje, czy jest się dobrym biznesmenem, jest załamanie rynku. - To nie sztuka być biznesmenem, jeżeli wszystko dobrze idzie. Sztuka być biznesmenem, kiedy zaczyna się kryzys.

Biznesmen powinien być trochę jak kot - czujny, przewidujący, nieobawiający się wyruszyć na łowy i powiększyć terytorium zysków. Warto również opanować umiejętność spadania na cztery łapy i nie dopuszczać do sytuacji, w której porażka zniechęca przed kolejnym dużym polowaniem.



Witamy po przerwie



Chcielibyśmy żebyście poznali pewna historię, być może przydarzy się ona i nam.....

 Od mopa, przez mikrofon, po lukier
  

Gigi Butler nie miała łatwo. Kiedy niecałe 7 lat temu otwierała swój pierwszy sklep w Nashville, miała jedynie 33 dol. na koncie. Żaden bank nie chciał dać jej kredytu. - Wszyscy śmiali mi się w twarz i pytali, czy naprawdę potrzebuje 100 tys. dolarów na sklep z domowymi babeczkami - wspomina Butler. Teraz Gigi's Cupcakes to sieć 92 sklepów w 23 stanach i roczne obroty rzędu 35 mln dol. Po babeczki ustawiają się kolejki klientów. To co rozpętała Gigi, można już śmiało nazwać małą cukierniczą rewolucją. Ale od początku.
Butler wychowała się na niedużej farmie w Oklahomie. Zawsze chciała pracować sama na siebie. W wieku piętnastu lat założyła firmę sprzątającą. Pierwsze pieniądze wydała na wiadra i mopy. Tak powstała Gigi's Cleaning Company. Firma nie działała jednak długo.
- Moim marzeniem zawsze było śpiewanie- pisze na swojej stronie internetowej Gigi. Jej zespół stał się odskocznią od "prozy życia" - czyli sprzątania po różnych zakładach pracy. Młoda dziewczyna zaczęła brać profesjonalne lekcje śpiewu, nagrywać pierwsze demo swoich kawałków. - W dzień sprzątałam, w nocy grałam. Od klubów dla zmotoryzowanych, po społeczne domy opieki - opowiada Gigi.
Takiej finansowej karuzeli nie da się jednak na dłuższą metę wytrzymać. W 1994 roku, Butler postanowiła sprzedać firmę i wyprowadzić się do Nashville. - Nie miałam tam ani domu, ani przyjaciół, ani pracy. Teraz jak na to patrzę, wydaje mi się, że musiałam być szalona, decydując się na taki krok - mówi. Jak miało się okazać później, to szaleństwo okazało się dla niej zbawienne.
Na początku Nashville, stolica country i barów dla panów w kowbojskich butach, nie miało do zaoferowania młodej Gigi nic poza podawaniem piwa. - Za dnia jeszcze sprzątałam, w nocy śpiewałam i obsługiwałam stoliki. Jedak kiedy skończyłam trzydziestkę, dotarło do mnie, że nie chce do końca życia grać do 3 nad ranem i zarabiać wyłącznie na napiwkach - tłumaczy.
Był 2007 rok. Gigi już chciała wrócić do pomysłu firmy sprzątającej, kiedy dostała telefon od swojego brata Steve'a. - Nie uwierzysz, co się stało. Stałem dwie godziny w kolejce po babeczki do jednej z nowojorskich cukierni. Te ciastka nie były nawet w połowie tak dobre jak twoje i mamy. Powinnaś sama otworzyć taki sklep w Nashville - powiedział. Dla zmęczonej swoim dotychczasowym życiem Gigi, pomysł brata był jak zastrzyk świeżego powietrza.
- Podjęłam decyzję. Zrobię to - pomyślała i pierwszym krokiem, jaki podjęła, były starania o kredyt. Wszystkie banki, w których była, pomysł babeczkowego biznesu wyśmiały. - Na szczęście znalazłam wspaniałego finansistę, który pomógł mi zaciągnąć kredyt. Z gotówką mogłam zacząć działać. Boże, jak się bałam - dodaje.

33 dolary na koncie


Gigi znalazła dogodne miejsce dla swojego sklepu. Okolica trzech uniwersytetów, sześciu szpitali i Music Row, znanej dzielnicy Nashville, gdzie mieści się większość muzycznego przemysłu miasta. Pomóc postanowiła najbliższa rodziny przyszłej milionerki. - Ojciec odpowiadał za design, co wtedy sprowadzało się do rozstawiania krzeseł, a mama pomagała mi tworzyć nowe przepisy - śmieje się Butler.
Jak wyglądała sytuacja finansowa Gigi? Nieciekawie. 100 tys. dolarów z kredytu oraz pieniądze, jakie dostała od rodziców, szybko się rozeszły. Ciągle wisiały nad nią niezapłacone rachunki w wysokości 6,5 tys. dol. (4,5 tys. z tego musiało iść na czynsz za lokal, 1 tys. na składniki i 1 tys. na pensje dla dwóch pracowników cukierni).
W kieszeni zostały jej dokładnie 33 dol. Jak na dzień przed wielkim otwarciem sklepu, sytuacja nie nastrajała pozytywnie. - Na koniec przyszedł jeszcze do mnie jeden z budowlańców, który zapomniał wręczyć mi rachunek na 15 tys. dolarów za płyty kartonowo-gipsowe. Omal nie zemdlałam. Tego było już za dużo - żali się Gigi.
Sukces firmy zależał teraz tylko i wyłącznie od podniebienia przyszłych klientów. - Proszę niech tylko polubią moje babeczki - zaklinała rzeczywistość Gigi i modliła się o zysk. Okazało się, że ludzie z Nashville nie polubili babeczek Gigi, oni je pokochali


Klienci zaczęli ustawiać się przed sklepem, a kolejka przekroczyła najśmielsze oczekiwania świeżo upieczonej bizneswoman. - Spłaciłam długi i po pierwszym tygodniu zostało mi jeszcze 300 dolarów - mówi z dumą Business Insiderowi, Butler.
Wkrótce po otwarciu Gigi's Cupcakes i pierwszych sukcesach firmy, właściciel lokalu Alan Thompson, zasugerował franczyzę. Butler pomysł się spodobał i w listopadzie 2008 roku sieć z jej imieniem zaczęła się rozrastać.
- Myślałam, że rocznie zarobię około 50 tys. dolarów i tyle. Szczerze mówiąc, nie przestałam sprzątać nawet do 15 sklepu z franczyzą - mówi "królowa babeczek", jak okrzyknęły ją już amerykańskie media.

"Zobaczymy, kto będzie śmiał się ostatni"


Dzisiaj 90 z 92 sklepów Gigi's Cupcakes działa na zasadzie franczyzy. Butler swoje babeczki sprzedaje w 23 stanach USA. Roczne obroty firmy mogą sięgnąć nawet 35 mln dolarów.
- Na początku robiłam wszystko po trochu. Lukrowałam, sprzątałam, zajmowałam się robotą papierkową i leciałam na wszystkie spotkania. Obecnie, mam świetny zespół, który zajmuje się wszystkimi tymi rzeczami. Ja zostałam twarzą firmy, ale ciągle doglądam każdej rzeczy. To jest w końcu moje dziecko, z moim imieniem w nazwie - mówi z dumą szefowa.
Gigi Butler jest obecnie jedną z największych sieci cukierniczych w Stanach Zjednoczonych. Do 2019 roku chce otworzyć kolejne 150 sklepów i sprzedawać ludziom słodycz. Jeśli poddałaby się na samym początku, jej marzenia ległyby w gruzach.
Jak widać śmiech niedowiarków w niektórych przypadkach może być motywujący. - Zobaczymy, kto będzie śmiał się ostatni - ucina krótko Butler. - Zobaczymy.